Ostatnio coraz częściej słyszę od znajomych kobietek, że chętnie spróbowałyby odstawić mięso i/lub produkty odzwierzęce, ale najpierw musiałyby przekopać tonę przepisów, by wiedzieć, co mogą jeść. A poza tym boją się, że zmiana wprowadzona do diety sprawi, że będą musiały stać całymi dniami przy garach, a już na pewno mogą zapomnieć o jedzeniu na mieście. Chcąc wyjść im naprzeciw, postanowiłam napisać kilka słów, bo wydaje mi się, że jest to jeden z najbardziej ograniczających takich ludzi czynników; niewiedza.
Oglądając piękne blogi kulinarne w poszukiwaniu inspiracji można dostać furii, wiem o tym. Często potrawa wygląda przepięknie i ma się wrażenie, że przez ekran wyczuwamy aromat użytych przez autora przypraw, jednak po przeczytaniu czasu przygotowywania lub liście składników już nie jest tak różowo. Doskonale pamiętam, jakie miałam rozterki przed pierwszą próbą odstawienia nabiału; widziałam, że weganie na swoich blogach robią własne pasty na kanapki (a przecież ja też bym ich potrzebowała i to w ilościach hurtowych, bo spędzałam średnio 7h w szkole), jedzą dużo owoców, zimą głównie jabłka (wspominałam już, że toleruję dwie odmiany jabłek i zdecydowanie nie są one zimowe?) i w ogóle wydają całe wypłaty na orzechy. O strączkach jak ciecierzyca czy soczewica mogłam jedynie pomarzyć, w mojej małej mieścince nigdzie nie mogłam ich znaleźć. Nie muszę chyba tłumaczyć, że byłam nieźle podłamana i po prawie całodziennej głodówce (bo sucha bułka i wodnista zupa w knajpce przy szkole mnie nie syciły, zdecydowanie) wracałam do domu i rzucałam się na jogurty. No bo co miałam jeść, trawę?
Dopiero kiedy uświadomiłam sobie, że zmiana diety nie może mnie ograniczać, a jedynie działać mobilizująco, jakoś udało mi się wszystko poskładać do kupy. Nie mogłam dopasowywać się do diety, to ona musiała pasować do mnie. Skoro nie miałam czasu na przygotowywanie past do chleba, kupowałam je w sklepie (dostanie w sklepie bezmięsnego pasztetu akurat nie stanowiło żadnego problemu), do torebki wkładałam kilka bananów (bo je wciąż mogę jeść i jeść, jak małpka) i bez żadnego zażenowania zjadałam je na szkolnej przerwie. Wracałam do domu i gotowałam makaron, dorzucałam ulubione mrożone warzywa i obiad był gotowy. Gotowanie każdego posiłku nie zajmowało mi więcej niż 20 minut. Kiedy wychodziłam na miasto, i wiedziałam, że nie będę w miejscu oferującym roślinne dania, zamawiałam frytki, albo przed wyjściem wybiegałam do marketu po gorzką czekoladę i posiłek miałam z głowy.
Spróbuj zrobić to samo ze swoim menu; zamiast zastanawiać się, czy cukinia zaproponowana przez ulubionego blogera będzie smaczna, spróbuj podmienić składniki, które chcesz odstawić. Jeśli interesuje Cię wegetarianizm, a nie wyobrażasz sobie niedzielnego obiadu bez ziemniaków z mizerią, zamiast schabowego przygotuj sobie jajko sadzone (w wersji wegańskiej zacznij od sojowych kotletów sojowych, a jeśli uznasz, że są niejadalne, próbuj kotletów ze strączków). Jeśli do tej pory nie przekonały Cię słodkie śniadania złożone z płatków i owoców, nie próbuj ich wpychać w siebie na siłę. Kanapka z warzywami i margaryną (czy to wegańską, czy jakąś inną) też jest spoko. W niektórych przepisach mięso można po prostu pominąć; curry, leczo czy inne jednogarnkowce smakują bez niego tak samo dobrze. Pamiętaj, że to Ty musisz być zadowolony z tego, co zjadasz. Jeśli do tej pory odżywiałeś się szybko i prosto, to spróbuj właśnie tak jeść na diecie bezmięsnej. To, że w internecie widzisz skomplikowane przepisy, nie znaczy, że kuchnia roślinna ma tylko takie oblicze! Osoby, które uwielbiają eksperymenty w kuchni, poznawanie nowych smaków i po prostu dobrze czują się przy garach pewnie korzystają z wymyślnych receptur, ale przecież nie wszyscy muszą. Moim zdaniem najlepiej zacząć od tego, co naprawdę lubi się jeść i starać się znaleźć zamienniki – gdybym miała przekonać moich rodziców do weganizmu na pewno nie przygotowałabym dla nich sushi, bo w życiu by tego nie tknęli. W ich wypadku o niebo lepiej sprawdziłyby się jakieś proste kotlety i koniecznie ciasto.
Weganizm czy wegetarianizm wciąż często kojarzone są z niskokaloryczną dietą, do tego opartą na sałatkach i zielonych szejkach. Pewnie, że takie dania są zdrowe i mogą być super smaczne, ale umówmy się, że nie każdy ma codziennie ochotę na szpinak z dodatkami. Jeśli nie czujesz, że to Twoja droga – absolutnie się nie załamuj i szukaj smaków, które będą dla Ciebie najlepsze! I pamiętaj, że nawet najmniejsze kroki są lepsze niż żadne. Zacznij od jednej potrawy, a potem próbuj kolejnych. W ten sposób poznasz nowe smaki, sprawdzisz, co jest dla Ciebie odpowiednie, a na co na pewno nie spojrzysz po raz kolejny. Ten proces na pewno zajmie trochę czasu, ale na pewno nie będzie to czas stracony! Po pewnym czasie zauważysz, że bycie wege wcale nie jest takie złe, jak to malują.
Uwagi:
1. Ponieważ A. jest na urlopie, zamiast standardowych rąk miały pojawić się na zdjęciu dłonie mojej siostry. Głównym tematem miały być borówki, ale że pewien opalony dżentelmen usiadł przed obiektywem... chyba sami rozumiecie, że to zdjęcie musiało powstać. ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz