Styczeń już się zadomowił, a ja wciąż jestem myślami w grudniu. Podsumowuję co mi się udało, co nie wyszło, nad czym mogę jeszcze popracować. Wiem, że wielu z Was właśnie teraz stawia czoła realizacji postanowień i przyznam po cichu, że ja też to robię. Chciałabym, by ten rok był jeszcze lepszy i wypełniony po brzegi radością. Ale nie o tym dziś chciałabym mówić. Spisałam ostatnio, co fajnego przydarzyło się w poprzednim miesiącu. Jeśli jesteście tego ciekawi – zapraszam do lektury!
1. Festiwal ŚwiEtycznie w Krytyce Politycznej
W programie: robienie świątecznych, eko prezentów i ozdób, pokaz kuchni wegańskiej w wykonaniu kucharza z Avocado vegan&eco, prelekcja prowadzona przez Małgorzatę Meller z Marchewka: Rewolucja i wycinanie pierniczków (niestety, na te ostatnie nie dotarłam). To był bardzo aktywny dzień, wyżyłam się artystycznie, nauczyłam się robić najlepszy (i najprostszy) majonez wegański, dostałam bardzo stary zakwas i naładowałam się energią na cały tydzień!
2. Pierogi mojej mamy
Na temat pierogów można mówić i mówić, zwłaszcza ze mną, największym na świecie smakoszem. Aby doścignąć geniusz mojej mamy pół listopada spędziłam w kuchni, eksperymentując z technikami robienia ciasta. Niestety, żadna próba nie wyszła tak dobra jak ta robiona przez mamę (za co przepraszam wszystkich tych, którzy musieli je jeść). Poddałam się i w grudniu z trzęsącymi uszami czekałam, aż mama ugotuje swoje popisowe pierogi z kapustą i grzybami. Naprawdę, to jedna z tych potraw, dla których warto polubić grudzień.
3. Postawa mojej siostry
Wiem, że może Wam się to wydać dziwne, ale nie mogłabym się nie pochwalić tak cudowną osobą! Otóż w tym roku Wigilia odbywała się po raz pierwszy u mojej siostry. Dwa tygodnie wcześniej dostałam od niej wiadomość, żebym pomyślała, co chciałabym zjeść na tej kolacji. Kiedy przyjechałam do domu, razem ustaliłyśmy, co można by zaserwować. Stanęło na tym, że ja zostałam odpowiedzialna za przygotowanie wszystkich ciast (!), co oznaczało, że cała rodzina skazana była na wegańskie wypieki. ;) Oprócz tego dostałam od niej przepiękną, cruelty-free torbę z kociakiem. Czułam się naprawdę rozpieszczona, bo mało kto tak o mnie dba!
4. Chleb, Jeffrey Hamelman
Eliza Mórawska powiedziała o tej książce, że jest biblią chleba. Ja zgadzam się z tą opinią w 100%, tak bogatego zbioru przepisów, technik i wskazówek mi brakowało. Jak tylko przebrnę przez tę pozycję, postaram się napisać jej recenzję (co będzie trudne, biorąc pod uwagę ilość rodzajów chleba proponowanych przez autora!). Nawet nie wiecie, jak bardzo mam ochotę zamknąć się w kuchni i próbować wszystkich receptur po kolei.
5. Herbatka na szczęście, spiżarnia prababci Janiny
Oprócz obsesji na punkcie kotów, zdjęć i smakołyków dorobiłam się także tej na puncie herbaty. Aby pomieścić zbiory, skrzętnie poukrywane w puszkach, słoiczkach i torebkach, musiałam poświęcić całą szafkę w moim gdańskim mieszkaniu. W święta dołączyła do kolekcji herbata na szczęście, która urzeka kwiatami słonecznika i ślazu w składzie. Koi nerwy i smakuje wybornie.
Uwagi:
1. Pierwsze zdjęcia zrobiłam na warsztatach robienia ozdób w Krytyce Politycznej.
2. Osoby, o których piszę w pierwszym punkcie są podlinkowane – klikajcie śmiało!
2. Osoby, o których piszę w pierwszym punkcie są podlinkowane – klikajcie śmiało!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz