Ludzie decydują się na
weganizm z wielu powodów. Najczęściej słyszę, że nie mogą
znieść odpowiedzialności, jaka spada na nich przez jedzenie mięsa
i produktów odzwierzęcych, że chcieli poprawić swoje zdrowie, albo
że druga połówka ich do tego namówiła. Mimo mojej miłości do
zwierząt i swojego ciała, powód, dla którego jestem weganką jest
całkowicie inny. Ale może od początku.
Zawsze byłam niezależna.
Zawsze, nawet wtedy, gdy miałam kilka lat i babcia próbowała kupić
mi brzydką, różową sukienkę. Nie znosiłam przymusów i
buntowałam się jak mogłam. Nigdy nie byłam fanką uporządkowanego
życia, nie chciałam zostać piosenkarką, dentystką czy pracować
w schronisku, ja chciałam być Artystką, taką przez duże "A",
co w głowie ma tylko to, czy przypadkiem papierosy jej się nie kończą
i czy w barku zostało jeszcze trochę whisky na wieczór. Wieczny
nieporządek w chaosie, niekontrolowane obroty spraw, mieszkanie to
tu, to tam. Takie miałam marzenia. Nie chciałam mieć rodziny,
pracy w biurze, moimi priorytetami były nieszablonowość i
niestandardowość.
Z tego wszystkiego
zrodził się nastoletni bunt – szlajałam się po skate parkach,
na wagary jeździłam nad morze, zamiast (jak wszyscy) chodzić do
galerii; kiedy nikomu nie podobał się jakiś spektakl, ja zauważałam
w nim same superlatywy. Miałam swój teatr, swoją bandę wariatek,
z którymi nie spałam po nocach i w dzień byłam zombie, razem
zabierałyśmy cichaczem sałatkę z bufetu i jeździłyśmy na
festiwale. Dzięki samodzielności przeżyłam kilka niesamowitych
koncertów, na które pojechałam sama do Warszawy (oczywiście, w 20
sekund znalazłam sobie super kumpli), mokłam w namiocie bez tropiku
i jadłam suche płatki, bo nie starczyłoby mi pieniędzy na bilet
powrotny. W tym wszystkim miałam bardzo silne poczucie swojej
odrębności i braku przynależności do społeczeństwa. No bo jak to
tak? Wszyscy tacy ułożeni, a ja pod prąd. Od zawsze.
Jak już kilka razy
wspomniałam, wegetarianką byłam od prawie zawsze, tzn. jakoś od
11. roku życia. Była to decyzja całkowicie nieprzemyślana, nie
wynikała ze współczucia, chodziło mi tylko o zrzucenie wagi (i
może o to, by nie jeść pasztetu z królika). Dopiero z czasem
zaczęło do mnie docierać, jak krwawy i bezlitosny jest przemysł
hodowlany. Pogłębiając swoją wiedzę zrozumiałam też, jak
bardzo jestem manipulowana. Im więcej czytałam, tym bardziej
rozumiałam, że wszystko to, co wydaje mi się normalne i naturalne wcale takie nie jest, że jestem więźniem systemu, który mówi mi,
co mam jeść i jakie tabletki brać. Znów obudził się we mnie
wewnętrzny człowiek niepokorny, który stwierdził: "O nie,
Klaudia. Za dużo wiesz, żeby dać się tak dymać systemowi. Chcesz
być sobą i nie chcesz powielać błędów społeczeństwa? To rzuć
ten nabiał w cholerę". I tak też zrobiłam. Z dnia na dzień
przestałam jeść produkty odzwierzęce, bo nie chcę nakręcać tej
machiny, która prowadzi donikąd. Skoro żyję w społeczeństwie,
gdzie lekarz na silny ból brzucha przepisuje no-spę albo witaminę
C w tabletkach (toż to wystarczy więcej natki pietruszki jeść!)
na przeziębienie, to coś jest nie tak. Nie chcę, by ktokolwiek
moim kosztem się bogacił. Chcę żyć po swojemu i taką drogę
wybrałam. Jak zwykle, na przekór.
Jestem bardzo ciekawa, jak to jest u Was. Czy jecie nabiał? A może spożywacie też mięso? Może myślicie o przejściu na weganizm (lub wegetarianizm) ale coś Was powstrzymuje? Dostaję od Was wiele komentarzy i pytań, z których wynika, że jesteście naprawdę ciekawymi ludźmi i chcę Was poznać. Chciałabym, by MASZU było otwarte i przyjazne dla wszystkich, więc nie bójcie się wyrażać swoich opinii. Jestem ciekawa każdej myśli.
Ściskam Was mocno!
Na ile metrów pogłębiłaś swoją wiedzę? Nie wiesz, że nieporządek i chaos są tym samym? Tao jak mówić o maśle maślanym. :D Czarno widzę czwartek :P
OdpowiedzUsuńHaha, spoko, tatuażu ani nie pogłębiam, ani nie mówię o nim, że jest chaotyczny. :D
UsuńJesteś bardzo ortodoksyjna?Czy są sytuacje w których się "łamiesz" i zjesz coś odzwierzęcego?jak jest z ubiorem i kosmetykami?
OdpowiedzUsuńOrtodoksyjna - hmm... raczej nie. Jem frytki i burgery, ale mam świadomość, że mój organizm różnie reaguje na pewne produkty i staram się zapewniać mu komfort. Produkty odzwierzęce się nie zdarzają, bo nie mam na nie ochoty. Kosmetyki kupuję nietestowane (ale mam w ogóle bardzo mało kosmetyków), skór, futer itp. nie noszę. Mam jeden, bardzo stary skórzany pasek, który chcę "wynosić" i nie kupię więcej nic takiego.
Usuńu mnie podobnie jak u Ciebie, mialm problem z akceptacją świata i zrobilam sobie swoj. powiedzmy. życzę powodzenia i masz super blog
OdpowiedzUsuńDzięki! Zapraszam częściej :)
UsuńKlaudka ja jem mięso bo nie lubię wielu warzyw i nie miałabym co jeść, wybacz ;c ale za to nie noszę futer i skóry, wybaczysz? ;)
OdpowiedzUsuńPozdrowienia ze Szczecina, pisz dalej bo fajnie się czyta na nudnych wykładach ;d
Twoja ulubiona ale już bez aparatu ;)
Jedz frytki! Frytki są wege! A z warzywami na pewno tak nie jest, po prostu nie umiesz ich przygotować tak, żeby były smaczne.
UsuńBuziaki z Gdańska (bo podobno nie wiesz, gdzie się znajduję)
Frytki fu, nie chce być gruba, już wystarczy ;c no to czekam aż przyjedziesz i mi przygotujesz! ;d
UsuńOj tam oj tam, już wiem ;)