Czy ktoś z Was jeszcze pamięta pierwszą notkę, jaką tutaj opublikowałam? Choć dzisiaj nie piszę już o mojej miłości do kluch (no, może czasem coś mi się wymsknie), babci Alinie i początkach weganizmu, to wciąż lubię wracać do tamtego tekstu. Pamiętam, że gdy spisywałam te myśli (było to we wrześniu, gdy wróciłam od moich dziadków) wiedziałam, że prędzej czy później podzielę się nimi ze światem. I tak oto, od roku, piszę do Was, fotografuję jedzenie, spełniam się.
Co się zmieniło?
Z czystym sumieniem mogłabym odpowiedzieć, że wszystko. Jeszcze nigdy w życiu tak dużo nie pisałam, nigdy też nie przyszło mi robić tak wielu zdjęć. Smakowałam, gotowałam, piekłam, częstowałam, rozmawiałam, przesalałam, mailowałam i jeszcze więcej jadłam. I choć zdarzały się chwile, kiedy było więcej łez niż śmiechu, chciałam rzucać blog w cholerę, ukraść wszystkie ziemniaki z pola i ukryć się w piwnicy. Prawdopodobnie, gdyby nie A., już dawno uciekłabym na Baleary i nic by z tego bloga nie wyszło. Mimo wszystkich niedogodności wciąż tu jestem, z kalendarzem zapełnionym obowiązkami, kotami do tulenia i przepisami do spisania dla Was.
Przez ten rok nie zarobiłam ani złotówki na blogu, nie stałam się najpopularniejszą blogerką, nie podbiłam świata. Stałam się za to bardziej zorganizowana, zrobiłam ogromny postęp, jeśli chodzi o fotografowanie (sama nie wierzę, że to piszę, wszak moje zdjęcia wciąż nie są wystarczająco dobre), nawiązałam nowe znajomości i skupiłam wokół siebie ludzi, który doceniają kuchnię roślinną. Właśnie tak myślę o Was wszystkich, moi drodzy czytelnicy. Niezależnie od tego, jakie składniki wykorzystujecie w swojej kuchni, z jaką partią polityczną sympatyzujecie (oho, to tak na czasie) i czy wolicie papugi od chomików, wiem, że jesteście super ludźmi. Dzielicie się swoimi uwagami, komentujecie zdjęcia i korzystacie z moich rad. Czasem też zdarza się, że ktoś podrzuci gdzieś mój tekst, co momentalnie sprawia, że mam ochotę tańczyć hula (dlaczego sama się nie reklamuję może kiedyś napiszę, chwilowo chyba się tego wstydzę). Co tu dużo gadać, jesteście niesamowici, po prostu.
Chwilami ciężko jest pogodzić studiowanie, pracowanie, trenowanie, blogowanie i obowiązki domowe, jednak satysfakcja, jaką sprawia mi moje życie jest nie do opisania. Wiele poświęciłam, by być w miejscu, w którym jestem teraz, jednak czuję się szczęśliwa. Znalazłam coś, co wypełnia mnie po brzegi spokojem i radością, a jest to nic innego jak dzielenie się z Wami częścią mojego życia. Pokazuję Wam, co jem, co myślę, jak się czuję. Mam nadzieję, że MASZU sprawia Wam taką samą radochę, jak mi.
Za miesiąc jadę spełnić jedno ze swoich największych marzeń (ale na razie siedzę cicho, będę się chwalić po), odwiedziłam Wrocław, Katowice, Warszawę, Szczecin i Berlin, zakochałam się w hummusie, mam realny wpływ na to, co jedzą ludzie! Nie wiem, ilu z Was spróbowało wegetarianizmu lub weganizmu i nie o cyferki mi chodzi, jednak cieszę się jak dziecko, że nie zamykacie się na roślinne opcje. Przez ostatni rok powstało tyle roślinnych restauracji, a te tradycyjne wprowadziły tak wiele wegańskich opcji, że głowa mała! Nic, tylko jeść, jeść i jeść. Ludzie coraz mniej dziwią się, że ktoś nie je mięsa i nie pije mleka. Nawet starsze pokolenie (mowa tu o mojej babci i babci A.) twierdzi, że w tym nie ma nic niestosownego. Zmiana myślenia dokonuje się na naszych oczach, a ja jestem dumna, że mogę być częścią tego procesu.
Nie chcę być miękką kluchą, ale tak to chyba wygląda, jak introwertyk zacznie z siebie wyrzucać, co mu leży na serduchu. W każdym razie wiedzcie, że bardzo Wam dziękuję. Za wszystko.
ja jestem anonimowym czytelnikiem od paru miesięcy. daję znać, hej hej! to co robisz, jest niezwykłe i inspirujące! przepisy wypróbowane zostały ze mną na dłużej, więc jeśli o mnie chodzi to zadziałalo. powodzenia w blogowaniu i nie przejmuj się, rób swoje! Pozdrawiam Adek
OdpowiedzUsuńDzięki za odzew, Adek! Fajnie jest wiedzieć, że moje treści jednak do kogoś trafiają. :)
UsuńA wg mnie Twój blog jest niesamowity, ma klimat, zawsze z chęcią wchodzę, kiedy widzę nowy wpis, choć nie zawsze komentuję. Również jestem pod ogromnym wrażeniem zdjęć, na których widok aż usta otwierają mi się z wrażenia - ale wiem, co znaczy uczucie autora, że "nie są wystarczająco dobre". Twoje przepisy dają mi dużo inspiracji do nietypowego wykorzystania roślin w kuchni, o jakim wcześniej mi się nie śniło :)
OdpowiedzUsuńDzięki za tak miłe słowa! Wciąż mnie dziwi, że ludzie tak pozytywnie reagują na moje zdjęcia - ja zawsze w nich widzę minimum 4 elementy, które mogłabym poprawić. Taki już chyba mój los, perfekcjonizmu się nie pozbędę. W każdym razie, jeszcze raz dziękuję! :))
Usuństo lat, Maszuuu! Z tą babeczką, to po prostu wyczułam jubileusz w powietrzu. A taka ciekawostka: jak startowałam z własnym blogiem i raz na jakiś czas wymieniałyśmy się komentarzami, to w życiu bym nie pomyślała, że "ta Maszu od super zdjęć" mieszka tak blisko :D
OdpowiedzUsuńHaha, no jakby nie patrzeć, dystans dwóch dzielnic jest chyba najmniejszym, jaki kiedykolwiek dzielił dwie blogerki. :D
Usuńjeeeej, gratuluję kochana!!! To ty jesteś niesamowita, wspaniała po prostu i jestem stokrotnie wdzięczna za to co tutaj tworzysz, wchodzę z każdym nowy wpisem jak nie częściej :) bardzo się cieszę, że jesteś szczęśliwa, bo to najważniejsze i niech tak pozostanie, a Ty dalej inspiruj nas wspaniałymi pomysłami, zwiedzaj, poznawaj nowe smaki :* DZIĘKUJĘ!!!
OdpowiedzUsuńAle mi cukrujecie wszyscy! ;) Dzięki, to baaaaaardzo miłe!
UsuńTo ja życzę więcej wiary w siebie! Zdjęcia są cudowne, nie bój się głośno tego powiedzieć :) Ja za dwa dni będę miała swoją wegańską rocznicę, aż mi dziwnie hahah. Cieszę się, że znalazłam twojego bloga, trzymam kciuki za przyszłość!
OdpowiedzUsuńTa wiara w siebie to pewnie wynik perfekcjonizmu, ale pracuję nad tym! No i gratuluję rocznicy! :)
Usuń<3 Serduszko dla Ciebie.
OdpowiedzUsuńOj, wielokrotnie się inspirowałam Twoimi przepisami i zaglądam tu, ilekroć Vegespot pokaże mi, że coś opublikowałaś. Życzę dalszego rozwoju.
Ojej, dziękuję, dziękuję! O to właśnie chodziło, żebyście mieli się czym inspirować! :)
Usuń