Sierpień był znów zwariowany; choć nie podróżowałam dużo (w porównaniu do zeszłego roku to w ogóle można powiedzieć, że ciągle siedzę na miejscu), to ten miesiąc dał mi odrobinę w kość. Dużo energii poświęciłam na przemyślenia o przyszłości bloga (szykujcie się na zmiany, bo to nieuniknione), dopracowywanie moich treningów i przeprowadzkę mojego kota (kto jeszcze nie wie, w końcu ściągnęłam Borys do Gdańska, a ona odwdzięczyła się podbiciem serc współpasażerek w PKP). Do tego dodajcie masę spotkań z dawno niewidzianymi ludźmi, kawiarnie, trochę słońca i ot, oto mój sierpień. Mam parę rzeczy do polecenia i nadzieję, że Wam się spodobają!
Baaaaardzo żałuję, że udało mi się do nich zajść dopiero teraz. Gdybym wcześniej wiedziała, że tak pokocham to miejsce, na pewno zamieniłabym parę nieudanych obiadów w Gdyni na deser w Mikroklimacie. Oprócz standardowego wyposażenia kawiarni oraz obłędnych lemoniad można dostać tam także desery w słoikach, tarty i kanapki. Próbowałam wszystkiego i z ręką na sercu mogę polecić. A jeśli zapytacie mnie o konkrety, to lemoniada wiśniowa i tapioka z mango podbiły moje kubki smakowe najbardziej.
Kolejne miejsce, które odkryłam całkiem przez przypadek. Najpierw skusiłam się na wegańskie lody (na ryżowym mleku jak i na sojowym), a parę tygodni później wróciłam na kawę i ciacho. Choć tarta nie przypadła mi do gustu, to napoje i pudding chia zdecydowanie są warte powtórzenia. Czaję się też na śniadanie w tym miejscu. Kto wie, może uda się we wrześniu?
Zupa kukurydziana
Mam nadzieję, że znajdziecie jeszcze w sklepach kukurydzę w kolbach, bo śpieszę donieść, że dwa przepisy zawojowały w tym miesiącu naszą kuchnię; pierwszy chowder od Jadłonomii, a drugi to zupa krem z malinami od Burczy mi w brzuchu. Do pierwszego radzę dodać słodkie mleko (najlepiej ryżowe), a do drugiego sporo imbiru. Co śmieszne, tak bardzo zafiksowałam się w sierpniu na punkcie zup kukurydzianych, że w ogóle nie jadłam tego warzywa przygotowanego w inny sposób. Jeśli znudziła Wam się tradycyjna kolba, to koniecznie wypróbujcie któryś z tych przepisów!
Kawę pijam od wielkiego dzwonu, bo czuję się po niej jakby czołg mnie przejechał, ale już od jakiegoś czasu myślałam o kupnie tego napoju z bio upraw, ponieważ A. nie wyobraża sobie życia bez kawy. No więc po kilku tygodniach stękania, że kawa się skończyła, w końcu się ugięłam i kupiłam to cacko. Jak na kawę jest smaczna, do tego zbożowa i bezkofeinowa, więc mogę ją pić bez żadnych przeszkód. Jedyne co mi w niej przeszkadza, to fakt, że nie jest to kawa rozpuszczalna. Gdybym rozumiała pismo obrazkowe to pewnie uniknęłabym nałykania się fusów i czarnych ziarenek między zębami, więc Wam polecam używanie zaparzacza (to tak ku przestrodze).
Propozycja dla aktywnych fizycznie. Udało mi się kupić tę odżywkę o smaku czekoladowym za śmieszne pieniądze i od pierwszego spróbowania zakochałam się. W porównaniu do sojowej odżywki waniliowej, którą miałam wcześniej, nie smakuje tak bardzo chemią, o wiele lepiej się miesza i w ogóle jak na białko w proszku jest smaczne. A. twierdzi, że to odżywka jak każda inna (czyli obrzydlistwo ponad wszelkie skale), ale czasem łyka ode mnie upije. To znaczy, że vegan blend chyba nie jest taki straszny, jak go malują, prawda?
Świadome zakupy
Zastanawiałam się, czy w ogóle wspominać o tym na blogu, ale co mi szkodzi? W sierpniu postawiłam sobie za główny cel przyjrzenie się swoim zakupom spożywczym. Co z tego wyciągnęłam? Okazało się na przykład, że najwięcej pieniędzy pochłaniają mi pierdoły, bez których mogłabym żyć; wystarczyłoby zabrać wodę w bidonie z domu, zamiast kupować plastikową butelkę na mieście, dojeżdżać kilka kilometrów rowerem zamiast kupować bilety i tysiące równie błahych spraw. Do tego sprawdziłam stan jednorazówek w szufladzie i przeraziłam się, jak dużo przynoszę ich po każdych zakupach! Od tego czasu staram się przynosić do domu jak najmniej plastiku (zabieram z domu czyste jednorazówki i używam ich ponownie na zakupach), przetwory i półprodukty staram się kupować w szkle lub papierze, zawsze zabieram ze sobą napoje i terroryzuję A., by każde nasze zakupy były świadome i przemyślane.
Uwagi:
1. Wnętrze na drugim zdjęciu to Mikroklimat w Gdyni, ul. Abrahama 26.
2. Wnętrze na trzecim zdjęciu to Dobra Kawa w Gdańsku, ul. Grobla III 1/6D.
Bardzo przyjemny post! Lubię takie podsumowania :)
OdpowiedzUsuńWiesz, że w tym roku jeszcze w ogóle kukurydzy w kolbach nie jadłam?! :o
Chętnie odwiedzę te miejsca przy okazji bycia w Gdańsku :)
Wielkie dzięki za miłe słowa! Koniecznie nadrabiaj kukurydzę, póki jeszcze jest i wpadaj do Gdańska na świetne desery! :)
Usuńw Dobrej Kawie byłam, fajne miejsce na spotkania z znajomymi :)
OdpowiedzUsuńjeśli chodzi o Mikroklimat to muszę tam wstąpić, te desery kuszą najbardziej! :D
Te desery są świetne - spora porcja, podana w estetycznym słoiku i na dodatek przepyszna. Następnym razem jak będziesz w Trójmieście to spróbuj koniecznie. :)
Usuń