Tradycją stało się już to, że w każdy piątek, zanim położę się spać, nastawiam zaczyn na chleb. W nocy ma on czas, by spokojnie urosnąć, a z samego rana zabieram się za wyrabianie ciasta. Dzięki temu sobotnie poranki (które zazwyczaj są bardzo zapracowane) nabierają magicznego charakteru. Chyba nie ma osoby, która nie zrobiłaby się głodna przechodząc obok piekarni. Ten sam klimat zyskuje mieszkanie, w którym powoli piecze się chleb.
Dziś podzielę się z Wami przepisem, który podbił moje serce. Jest on na tyle prosty, by każdy, kto poświęci mu chwilę, dał radę go upiec. Jest jednak jeden warunek - chleb ten potrzebuje czasu, czasu i jeszcze raz czasu. Nie ma na to rady. Jeśli chcecie cieszyć się pysznym smakiem, chrupiącą skórką i delikatnym miąższem, to na pewno nie będziecie zawiedzeni.
Składniki:
na dwa bochenki
Poolish:
- 450 g mąki pszennej chlebowej (u mnie typ 750)
- 450 g letniej wody
- 5 g drożdży ( w oryginale 1/8 łyżeczki suszonych)
Ciasto właściwe:
- 450 g mąki pszennej chlebowej
- 170 g letniej wody
- 20 g soli
- 15 g drożdży (w oryginale 5 g suszonych)
- cały poolish
Wieczorem dnia przed pieczeniem zrób poolish: składniki wymieszaj do osiągnięcia gładkiego ciasta, przykryj folią spożywczą i odstaw na 12-16h w ciepłe miejsce. Po tym czasie w miski wsyp mąkę, wodę (nie całą, odlej odrobinę do szklanki - ta woda będzie potrzebna!) i poolish, tylko do połączenia się składników. Przykryj folią i odstaw na 20-30 minut. Po tym czasie w odstawionej wodzie rozpuść drożdże, wlej je do ciasta, po czym dosyp sól. Mieszaj przez kilka minut, po czym odstaw na 70 minut. Po kolejnym wyrastaniu przełóż ciasto na wysypany mąką blat i podziel na dwa okrągłe bochenki i ostrym nożem natnij je. W tej formie chleb musi odpoczywać jeszcze 20-25 minut. Piecz około 35 minut w temperaturze 240 stopni C. Przed pokrojeniem ostudź na kratce.
Uwagi:
1. Przepis pochodzi z książki Chleb Jeffreya Hemelmana.
2. Dokonałam modyfikacji: jak już wspomniałam w przepisie, użyłam świeżych drożdży zamiast suszonych. Nie składałam także ciasta w trakcie wyrastania.
3. W oryginale ciasto miesza się w maszynie, ja takowej nie mam i mieszałam je ręcznie. Na pewno nie zaważyło to na smaku i nie było trudnym zajęciem.
2. Dokonałam modyfikacji: jak już wspomniałam w przepisie, użyłam świeżych drożdży zamiast suszonych. Nie składałam także ciasta w trakcie wyrastania.
3. W oryginale ciasto miesza się w maszynie, ja takowej nie mam i mieszałam je ręcznie. Na pewno nie zaważyło to na smaku i nie było trudnym zajęciem.
Puszysty, pachnący i... domowy - czego chcieć więcej ;-)
OdpowiedzUsuńWygląda bardzo smaczni! :)
OdpowiedzUsuńChleb wygląda cudownie. A sama też lubię w ten sposób spędzać sobotnie poranki, ostatnio zajęłam się produkcją bułek :)
OdpowiedzUsuńFajnie, u mnie też będą dzisiaj bułki! :)
UsuńJesz po takim chlebie kupne pieczywo!? Asia
OdpowiedzUsuńAsiu, już od dawna nie kupuję pieczywa w piekarniach. W weekendy robię dwa bochenki, które starczają nam na cały tydzień.
Usuń