Uwielbiam wszelkie podsumowania,
przydatne linki i inne tego typu spisy na blogach. Inspirują mnie,
uczą, często bawią. Postanowiłam, że także wprowadzę ten
zwyczaj na MASZU. Nie chcę jednak, by odbiegał on za bardzo od
tematyki około kuchennej, dlatego
też będą to ulubieńcy miesiąca – ale, uwaga – związani z
tematyką wegańską. Będzie to spis tego co jem, gdzie bywam, co
odkrywam. Gotowi?
1. Karob
Chciałam go
spróbować co najmniej od roku. Niestety, nie mogłam go dostać w
sklepach stacjonarnych w mieście, w którym mieszkałam. Gdy tylko
go dopadłam w Gdańsku – przepadłam. Ten pyszny proszek,
przypominający w smaku kakao i karmel, jest uzależniający. Przez
pierwszy tydzień nie mogłam się powstrzymać od kupowania jedynie
jabłek i bananów, by móc przygotować z nich szejki z dodatkiem
karobu.
2. Karobena
Smakuje
trochę jak Nutella, ale nie zawiera mleka, więc jest odpowiednia
dla wegan i, co najistotniejsze, jej podstawowym składnikiem jest
mój ulubiony karb! Przepyszna i przesłodka. Zniknęła w ciągu
doby, bo wyjadałyśmy ją łyżeczką ze słoika. Karobena
utwierdziła mnie w przekonaniu, że jeśli kupować słodycze, to
najlepiej te czeskie.
Kiedy poszłam tam po raz pierwszy, nie wiedziałam, gdzie oczy podziać. Pełno kolorów, zapachów, ludzi... Istny kram, jaki pamięta się z lat dziewięćdziesiątych. Babcie sprzedające kwiaty z ogrodu, sadownicy, jarmuż w wiaderkach z podpisem jarmurż, stare bibeloty... Przepadam tam co najmniej na godzinę, nawet w te dni, kiedy handlowców nie ma tak dużo. Przez ten miesiąc nauczyłam się, gdzie warto kupować dobre ziemniaki, kto ma najtańsze dynie, jakie jabłka smakują nam najbardziej. Jeśli jesteście z Gdańska, powinniście odwiedzić to miejsce choć raz.
4. Warsztaty
prowadzone przez Judytę Warzechę z Kolektywu Samo Dobro
Całkiem
niespodziewanie przeleciała mi przed oczami informacja, że w
świetlicy Krytyki Politycznej odbędą się warsztaty z robienia
wegańskich past kanapkowych. Chętnych było tak wielu, że całe
wydarzenie zostało podzielone na dwie tury (nie ma co się dziwić,
za wstęp nie zapłaciłyśmy ani złotówki, ponieważ projekt był
dofinansowany). Przez półtorej godziny przygotowałyśmy
kilkanaście past, zjadłyśmy je na domowym chlebie razowym, podane
na organicznych talerzach z otrębów. Niektóre przepisy są tak
ciekawe, że na pewno pojawią się na blogu!
5. Dzień bez
futra
Co prawda akcja
bardzo odbiega od gotowania i roślin, ale warta jest wspomnienia o
niej. Otwarte Klatki zorganizowały happeningi w największych
miastach polski, w tym w Gdańsku. Można było podpisać petycję i
porozmawiać o akcjach organizowanych przez OK. Teraz opowiem Wam
hit: rozdawałam ulotki i zachęcałam do podpisywania petycji. Podeszła do mnie starsza pani, bez zębów na przedzie, malutka,
ubrana cała na biało. Powiedziałam jej,o co chodzi w happeningu.
Odpowiedziała, że ona rozumie, bo najpierw wychowała dzieci a
potem zajmowała się zwierzętami. Całe serce im oddała, miała
nawet kotka, Moryska. Na to wspomnienie tak się wzruszyła, że aż
łzy jej naszły do oczu i bez słowa odeszła podpisać petycję.
6. Tofurnik na zimno w Avocado vegan & eco
Zaraz po tym zjedzonym w szczecińskich Kaflach najlepszy tofurnik jaki jadłam. Idealne proporcje cukru, cytryny i solonych orzeszków na spodzie, kremowa masa, która naprawdę smakowała jak ser! Wpadłam po niego chwilkę przed 20., dosłownie moment przed zamknięciem. Dziwię się, że jeszcze tam był. Jeśli zamierzacie odwiedzić Gdańsk, to zdecydowanie polecam wpaść do Avocado na to pyszne ciacho! (Niestety, jeszcze nie udało mi się trafić na wolny stolik, by zjeść spokojnie kolację. Jak tylko będę mogła wypowiedzieć się na temat ich jedzenia, umieszczę recenzję na blogu!)
Uwagi:
1. Wszystkie zdjęcia widoczne w dzisiejszej notce zostały przeze mnie wykonane na warsztatach, o których pisałam w punkcie 4.
2. Wszystkie miejsca, o których piszę, są podlinkowane. Jeśli macie ochotę zobaczyć ich strony na Facebooku, klikajcie śmiało!
3. Jeśli macie ochotę podpisać petycję, o której wspominałam w punkcie piątym, kliknijcie tutaj.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz